W piątek 7 lutego około tysiąca pracowników PZL-Świdnik zdecydowało się skorzystać z urlopu na żądanie. Niektórzy z nich zgromadzili się przed siedzibą firmy, blokując ruch samochodowy. Była to forma protestu przeciwko propozycji podwyżek zaproponowanej jednostronnie przez zarząd spółki, która jest niższa od oczekiwanych 8,5 proc. Choć pracodawca podkreśla, że negocjacje wciąż trwają, przedstawiciele związków zawodowych mają na ten temat inne zdanie. Niestety, nie wszyscy zainteresowani protestem mogli wziąć w nim udział.
Biuro Prasowe OPZZ

Zarząd PZL-Świdnik nie skomentował sytuacji. Rzecznik firmy potwierdził, że trwają rozmowy z pracownikami. Dodał, że załoga ma pełne prawo do skorzystania z urlopu.

Zupełnie inaczej sprawę przedstawiają sami pracownicy. – To spontaniczna inicjatywa. Wielu z nas zdecydowało się na urlop na żądanie, ale nie wszyscy otrzymali zgodę, bo pracodawca uznał, że sparaliżowałoby to produkcję – wyjaśnia Piotr Sadowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Inżynierów i Techników oraz członek Rady OPZZ.

Pracownicy PZL-Świdnik domagają się podwyżek

Piotr Sadowski przypomina, że zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, negocjacje płacowe na 2025 rok miały rozpocząć się w październiku 2024 roku. Ponieważ pracodawca nie podjął rozmów, związki zawodowe zwróciły się o to na piśmie. Negocjacje ruszyły na początku listopada i trwały do 18 grudnia, ale propozycje firmy były tak niskie, że choć udało się je trzykrotnie podnieść, nadal nie były satysfakcjonujące. Ostatecznie rozmowy utknęły w martwym punkcie, a strony spisały 13 stycznia protokół rozbieżności. Związkowcy zaproponowali mediatorów, w tym wojewodę lubelskiego i posłankę Martę Wcisło, jednak firma nie wyraziła zgody. Alternatywnie zaproponowano mediatora z listy Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej – Pawła Śmigielskiego – ale i ta kandydatura została odrzucona przez pracodawcę. Związkowcy wystąpili więc o wyznaczenie mediatora z urzędu.

Od 13 stycznia, czyli od podpisania protokołu rozbieżności, pracodawca nie przedstawił żadnych nowych propozycji i nie wykazał zainteresowania dalszymi rozmowami. Mediacje nie wykluczają dalszych negocjacji między stronami.

Nie tylko niskie płace są problemem. W zakładzie brakuje rąk do pracy, a zatrudnieni pracują ponad normę. – Według kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, niektórzy mieli przepracowane aż 960 godzin nadliczbowych w ciągu roku. Wynagrodzenie minimalne rośnie, ale nie o to chodzi, by ktoś spędzał całe dnie w pracy kosztem życia rodzinnego – zaznacza Przewodniczący ZZIT Piotr Sadowski.