Niemałe emocje towarzyszą negocjacjom w Radzie Dialogu Społecznego w sprawie wzrostu poziomu wynagrodzeń w przyszłym roku. Czy jest szansa na historyczny kompromis i uzgodnienie tempa wzrostu płac w 2023 r.?
W czerwcu rząd przedstawił Radzie Dialogu Społecznego dokument Założenia do projektu budżetu państwa na 2023 r. przygotowany przez Ministerstwo Finansów. To podstawa do opracowania projektu ustawy budżetowej, w tym określenia poziomu wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej oraz minimalnego wynagrodzenia za pracę w przyszłym roku. Niestety analiza wskaźników makroekonomicznych z Założeń pokazuje, że są one obarczone niepewnością. Oczywiście największym zagrożeniem i niewiadomą jest wysoka inflacja. Z tego powodu potrzebna jest skuteczna odpowiedź rządu na ekonomiczne zagrożenia, a także długofalowa strategia rozwoju gospodarczego. Najlepiej byłoby oprzeć ją o długo wyczekiwane środki finansowe pochodzące z Krajowego Planu Odbudowy.
Choć Komisja Europejska obniżyła prognozę wzrostu PKB Polski na 2023 r., perspektywy wzrostu naszej gospodarki są dobre i bardziej optymistyczne niż w pozostałych krajach Unii. Powinno to znaleźć odzwierciedlenie w propozycjach rządu. Tak się jednak nie stało. Rada Ministrów zaproponowała skromne podwyżki wynagrodzeń oraz uległa opinii pracodawców, że presja płacowa napędza wzrost cen i wywołuje spiralę cenowo-płacową. Nie można się zgodzić z takim stanowiskiem. Wysoka inflacja nie wynika ze wzrostu płac, ale z presji marżowo-cenowej. Do wzrostu inflacji przyczyniają się nie tylko rosnące ceny gazu, paliw, energii elektrycznej, ale także polityka firm, które korzystają z sytuacji i zwiększają zyski poprzez szybkie podnoszenie cen. Żeby płace negatywnie wpływały na inflację, musiałyby rosnąć nieadekwatnie do wzrostu wydajności pracy. Tak nie jest! Dane NBP potwierdzają, że wydajność pracy rośnie w wyraźnie szybszym tempie niż przeciętna płaca.
Skala proponowanych podwyżek pokazuje, że rząd tylko deklaruje troskę o pracowników. W rzeczywistości podejmuje decyzje, które mogą negatywnie wpłynąć na siłę nabywczą płac. Świadczy o tym propozycja rządu, by średnioroczny wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej w 2023 r. wyniósł 107,8 proc. Jeśli rząd przeforsuje swój pomysł, płace w budżetówce zwiększą się jedynie o 7,8 proc., czyli o prognozowany wskaźnik inflacji. Realnie zatem nie wzrosną, a wręcz przeciwnie – spadną, ponieważ wszystko wskazuje na to, że inflacja będzie wyższa niż prognozuje rząd. Pozytywnie należy jednak ocenić to, że wieloletnie apele Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych odniosły skutek. Rząd zgodził się bowiem, aby płace podnieść w oparciu o wskaźnik wzrostu wynagrodzeń, a nie poprzez zwiększanie funduszu płac, z czym mamy do czynienia obecnie. Dzięki temu na podwyżkach skorzystają wszyscy pracownicy sfery budżetowej.
W odpowiedzi na propozycję rządu, OPZZ wraz z pozostałymi centralami związkowymi zaproponowało wzrost płac o co najmniej 20 proc. Nie jest to wygórowane i nierealistyczne oczekiwanie w sytuacji, gdy wskaźnik wzrostu wynagrodzeń był zamrożony przez wile lat. Zażądaliśmy też, aby podwyżki nastąpiły jeszcze w bieżącym roku. Nie można mieć przecież wątpliwości, że rząd powinien skutecznie chronić pracowników przed problemami ekonomicznymi. Podwyżki są konieczne, ponieważ obecny poziom płac w sektorze publicznym jest skandalicznie niski. Zmniejsza zainteresowanie pracą w budżetówce, co prowadzi do odpływu kadr, hamuje rozwój państwa i pogarsza jakość usług publicznych.
Kwestią sporną jest także proponowana wysokość płacy minimalnej. W przyszłym roku, z uwagi na inflację, która przekroczy 5 proc., musi ona wzrosnąć dwukrotnie. Tak stanowią przepisy prawa i nie jest to przejaw dobrej woli rządu. Chce on, aby płaca minimalna od 1 stycznia 2023 r. wynosiła 3383 zł i 3450 zł od 1 lipca. Propozycja OPZZ i pozostałych central związkowych jest bardziej ambitna, ale adekwatna do tempa inflacji i potencjalnych zagrożeń. Oczekujemy podwyżki płacy minimalnej do 3500 zł i 3750 zł. Jeśli rząd przeforsuje swoją propozycję pracownicy stracą na podwójnej zmianie wysokości płacy minimalnej. Niekorzystną zmianę odczują już na początku nowego roku. Przez pół roku, do 30 czerwca 2023 r., płaca minimalna będzie bowiem niższa o 67 zł miesięcznie od wysokości obowiązującej od 1 lipca 2023 r. Oznacza to łączną stratę w wysokości 402 zł. Nie taki był cel ustawy o płacy minimalnej. Należy przypomnieć, że przepis o dwukrotnej zmianie wysokości płacy minimalnej ma z założenia chronić pracujących przed realnym spadkiem wartości otrzymywanego wynagrodzenia. Tymczasem propozycja rządu spowoduje, że siła nabywcza minimalnego wynagrodzenia w pierwszym półroczu będzie niższa niż w drugim, ponieważ wzrost cen osiągnie apogeum na początku roku. Co równie ważne, kwota 3383 zł jest niższa od minimalnego wzrostu gwarantowanego ustawą! Dopiero druga podwyżka przewyższa ustawowe minimum, ale tylko o niecały 1 procent. Takich propozycji nie można zaakceptować!
Niestety, propozycje strony rządowej popierają organizacje pracodawców, które są zwolennikami tezy o zagrożeniu spiralą cenowo-płacową. Wszystko wskazuje więc, że nie zostanie osiągnięte porozumienie w kluczowych dla pracowników i biznesu kwestiach. Co prawda, strony negocjacji deklarują otwartość i gotowość poszukiwania konsensusu, ale różnice poglądów i oczekiwań są zbyt duże, aby można było oczekiwać przełomu w negocjacjach.
Norbert Kusiak
Dyrektor Wydziału Polityki Gospodarczej i Funduszy Strukturalnych OPZZ